Od kiedy sięgam pamięcią rozczesywanie włosów, szczególnie kiedy byłam małą dziewczynką kojarzyło mi się z czymś mało przyjemnym. Na przestrzeni lat wypróbowałam już mnóstwo odżywek i mgiełek, które rozczesywanie miało ułatwiać i na niewiele się to zdawało tak na prawdę. Spójrzmy prawdzie w oczy, że rozczesywanie włosów po taki produktach ma sens tylko od razu po aplikacji, w ciągu dnia włosy i tak się plączą i dojść do ładu z nimi nie można. Rozwiązaniem mojego problemu okazał się ten cudowny różowo fioletowy jeż! :)
Moje włosy są cienkie i bardzo lubią się plątać – jest to fenomen, bo pół minuty po ich rozczesaniu znowu są zaplątane, to tak jak złośliwymi słuchawkami w torebce, niby je chowasz starannie, a kiedy je wyjmujesz wyglądają jakby stoczyły ze sobą walkę :)
O Tangle Teezer dowiedziałam się jak zawsze od dziewczyn z pracy – no tak, co ja bym bez nich uczyniła?!
Na początku podeszłam do sprawy dość sceptycznie, bo przecież też już w domu mam silikonową szczotkę, która tak czy siak, ciągnie i łamie włosy, więc czym ta może się różnić od Tangla?! Mniej więcej tak wyglądało moje podejście, aż do pierwszego razu – pożyczyłam szczotkę od Trishhka i oszalałam! Zero ciągnięcia, zero łamania i wypadania włosów (mimo wejścia do pracy z bardzo wietrznego dworu)!
Z ciekawością obserwowałam, co dalej będzie się działo z moimi kudłami – po 15 minutach nadal były gładkie i pięknie rozczesane – pomyślałam sobie, że aż tak dobrze nie może być i będę musiała wykonać test na mokrych włosach, co w moim przypadku jest sporym wyzwaniem!
Nabyłam, więc drogą kupna Tangla w cudownym kolorze i czekałam z niecierpliwością do rana.
Włosy umyte, totalnie bez żadnej odżywki i co ?! I nic! Dosłownie nic – włożyłam szczotkę między pukle i bez żadnego wysiłku przeciągnęłam nią przez włosy. Muszę przyznać, że lekko oniemiałam, bo włosy miałam dość splątane i nie poczułam targania ani trochę!
Przede wszystkim jego zaletą jest ergonomiczność - pasuje idealnie do prawej, jak i lewej ręki i nie wyślizguje się z niej :)!
W czym tkwi sekret?!
Z ciekawości poczytałam tu i ówdzie i człowiek, który opatentował ten "myk" zaczął myśleć o szczotce jak o palcach przeczesujących pukle – wynikiem tego są silikonowe ząbki różnej wielkości, które są bardzo elastyczne dzięki czemu gładko przechodzą przez włosy idealnie je rozczesując !!:)
Generalnie polecam!:)
J.
O widzisz, nie dość, że praktyczne, to jeszcze takie ładne :) ja mam kręcone włosy, więc rozczesuję włosy grzebieniem o szeroko rozstawionych ząbkach :)
OdpowiedzUsuńNa kręcone podobno też Tangle Teezer jest idealne!:) spróbuj! :)
UsuńZ tego co piszesz, to praktyczny gadżet. Do tego wygląda zabawnie.
OdpowiedzUsuńSuper, ja też zakupiłam z pół roku temu...wszystko jest świetnie, tylko przysłali mi taką wersję kieszonkową i troszeczkę jest za mała....:P
OdpowiedzUsuńJa mam te dużą akurat :) ale bardzo mi się podoba opcja dla dzieci, w kształcie kwiatka:)
UsuńMasz kolejny dowód na to, że MNIE SIĘ SŁUCHA. :D
OdpowiedzUsuńa jaki był pierwszy ?:D
Usuńja już od dłuższego zcasu zastanawiam się nad tym cudem, bo przy większości szczotek... cóż, moje włosy zostają w szczotce. Tak więc rozczesanie kołtuna bez szarpania byłoby dla mnie bardzo korzystne. Nie widziałam tylko takiej szczotki w Polsce :(
OdpowiedzUsuńStacjonarnie też nie widziałam, ale ja zamawiałam ze sklepu internetowego :) http://mintishop.pl/
UsuńJa widuję w galeriach handlowych na wyspach z produktami typowo do włosów. :)
Usuń