Nadeszła jasień i razem z nią trochę melancholii, rozmyślań nad "starymi dobrymi czasami". Raz na jakiś czas ze znajomymi siadamy i wspominamy jak to było, kiedy byliśmy w liceum. Było to dobrych parę lat temu, a jednak na przestrzeni tak krótkiego okresu nasze życie się zmieniło diametralnie.
Nie wiem, czy u Was się to praktykowało, ale za moich czasów licealnych bardzo modne było "puszczanie strzałki" – szczególnie do swojego chłopaka! Siedziałam na lekcjach i potrafiłam co sekundę puszczać sygnał do swojego obiektu westchnień, a nie daj boże, by przez 5 minut nie odezwał się to od razu myślałam :"on chyba mnie nie kocha już....". Patrząc na to z perspektywy czasu nie pozostaje nic innego tylko napisać : JAKA JA BYŁAM GŁUPIA! Albo JAKIE TO BYŁO GŁUPIE - no ale wtedy to był problem najwyższej rangi! No i obowiązkowe "miłosne" opisy na gadu gadu (taaak, kiedyś istniało coś innego niż Facebook do komunikowania:P)
Najważniejsze były te pierwsze spojrzenia, rozmowa, pierwsza randka, a kiedy rodzice nie do końca akceptowali naszego ówczesnego wybranka czuliśmy to jeszcze bardziej, no bo przecież zakazany owoc smakuje jeszcze bardziej :)
Kolejnym "największym" zmartwieniem jakie trapiło mnie i moich rówieśników było to, z której lekcji się urwać i czy przypadkiem wychowawczyni (Z tego miejsca serdecznie pozdrawiam Panią Alę! ) nie zorientuje się, że usprawiedliwienie wcale nie wyszło spod pióra rodziców tylko naszego:) Oczywiście, że dobrze wiedziała, że to my sobie sami je piszemy, ale zawsze udawała, że wszystko jest w porządku – za co myślę wszyscy jesteśmy jej wdzięczni!:P
No i nasze ukochane zagrożenia, sama czasami się zastanawiam jak ja z tego wszystkiego wybrnęłam, a radziłam sobie sama, bo oczywiście Rodzice nie wiedzieli jak się sprawy mają – nie wspominając już o wywiadówkach ;)
Abstrahując od spraw typowo szkolnych to wtedy człowiek narobił tysiące głupot.
W ostatniej klasie liceum miałam chłopaka pod Warszawą, więc bez wypraw pociągiem się nie obyło – wiadomo rodzice nie byli tym zachwyceni i wtedy jeszcze trzeba było prosić o zgodę no i fundusze na taki wyjazd – kilka razy zdarzyło mi się mówić, że jadę z wycieczką szkolną, a tak naprawdę jechałam do niego ... nie było to za mądre, teraz myślę, że gdyby mi się coś stało to rodzice nawet nie wiedzieli by gdzie mnie szukać, ale wiadomo wtedy się o tym nie myślało;) Wiem, że każdy z nas ma w tej kwestii coś "za uszami" ;)
Podsumowując mogę rzec tylko jedno – byliśmy wtedy bezczelnie beztroscy. Nigdy nie martwiliśmy się o to co zjemy, bo obiad był zawsze podany. Nigdy nie martwiliśmy się o pieniądze, bo rodzice zawsze poratowali.W przypadku jakiś kryzysów wielokrotnie wyciągali nas z nich rodzice, a nam udawało się uniknąć jakichkolwiek konsekwencji. A teraz? A teraz chciałabym mieć takie "zmartwienia" jak wtedy :)
Brakuje mi tego... :)
OdpowiedzUsuńMi też, mi też ... Nostalgicznie się robi :P
UsuńJak się czyta tego posta to aż chce się zostać w liceum, ale jakoś nigdy mi się nie śpieszy do szkoły ! ;)
OdpowiedzUsuńNie będę Cie namawiać do tego, abyś nigdy nie kończyła liceum, bo to nic dobrego, ale ciesz się z każdej chwili :)
UsuńMistrzowsko podrabiałam usprawiedliwienia (również koleżankom!). Mam megazmienny charakter pisma ;) strzałki pamiętam jeszcze z czasów gimBAZjalnych :)
OdpowiedzUsuńJa nie musiałam podrabiać:P Zawsze pisałam swoim pismem :D
UsuńO tak, co to były za czasy :D I ja mam za sobą podrabianie zwolnień z lekcji :)
OdpowiedzUsuńChętnie by się wróciło co ?:)
UsuńStrasznie lubię wspominać tzw.stare dobre czasy, najbardziej gdy wracałyśmy z liceum pociagiem. Zawsze piętrusem. Siedzialyśmy w otwartych drzwiach pociągu z nogami na schodkach (wtedy jeszcze to było możliwe) dopóki konduktor nas nie przegonił. Przed nami góry (chodziłam do liceum w Milówce), w nozdrzach zapach łąk i te myśli, że świat czeka na nas otwarty i jest wielką niespodzianką...
OdpowiedzUsuńZabrzmiało bajkowo! <3 Piękne te Twoje powroty były :) Moje niestety w autobusach przez szare blokowiska :(
Usuńale się przyjemnie zrobiło fiu fiu :) To z Ciebie Julka był taki wędrowniczek? że aż za chłopakiem pod Warszawę? Fajnie fajnie! ja pamiętam, że często zrywałam się z lekcji łaciny... i jak skończyłam? Na klasycznej! haha
OdpowiedzUsuńPowiem Ci, że nawet nie jednego miałam w tych okolicach - wiadomo to tylko krótkie epizody - ale jednak się najeździłam:P Teraz znowu jeżdżę, ale tylko 100 km - no i człowiek starszy to też inaczej funkcjonuje w takim związku :)
Usuń