Syndrom nigdy niekończącego się wtorku!




Dopiero kiedy zaczęłam pracować w biurze dostrzegłam takie zjawisko jak syndrom nigdy niekończącego się wtorku. Tydzień mniej więcej przebiega w ten sposób: poniedziałek, wtoooooooooooorek, wtorek, wtorek i nagle nie wiedzieć dlaczego z wtorku robi się piątek i znowu weekend. Jakimś magicznym sposobem znika kilka dni z tygodnia, a ja mam wiecznie wrażenie, że nic nie zdążyłam zrobić z rzeczy jakie miałam zaplanowane, a projekty na zajęcia same się nie zrobią!

Po weekendzie poniedziałek w pracy zazwyczaj przebiega w miarę sprawnie i ani się obejrzę, a już mogę jechać domu. Na drugi dzień (zwany dalej magicznym wtorkiem) budzę się już z przeświadczeniem, że ten dzień nie będzie miał końca nie zależnie od tego ile w pracy zrobię – czy poopierdzielam się bardziej, czy też mniej :)

Zajeżdżam do mojego pięknego biura (po 3 przesiadkach tramwajowo-autubusowych, które bardzo często okazują się fascynujące) koło godziny 8, czyli zbyt wczesnej na cokolwiek, więc jak zawsze zaczynam od śniadania, ciepłej herbaty i codziennej prasówki; twarzo-książka, hipstagram, mail, pudelek, kozaczek (poruszają tam idealne tematy na rozruszanie przed rozpoczęciem pracy :P Kolejne zdjęcia tyłka Kim nie mogą przecież przejść bez echa!) i wiadomości. Po porannych ploteczkach przychodzi czas na to, żeby w końcu koło godziny 9 wziąć się do pracy. Muzyczka leci, praca wre, co jakiś czas ktoś coś ciekawego znajdzie, jakieś afery blogowo-seksualno-botoksowe – także cały czas się coś dzieje:)

Kiedy już sporą część pracy wykonałam z nadzieją, że będzie już koło (chociażby)11, spoglądam na zegarek, a tam ledwo co dochodzi 10 i jak zawsze leci komentarz :"Jezus to dopiero 10 ???", a w odpowiedzi zazwyczaj słychać :"Nawet nic nie mów!", albo "Przecież jest wtorek!".

Żeby sobie zrobić lekką przerwę od obowiązków koło 11, zabieram się za drugie śniadanie i ponowny przegląd twarzo-książki, przy okazji przerywając lekturę i jedzenie kilka razy, bo koleżanka znalazła znowu coś ciekawego z cyklu paznokciowe piekło, brwi plemniki, albo jeszcze inne dziwne rzeczy – swoją drogą po co ludzie wrzucają do internetu takie brzydactwa ?!

Kolejne godziny mijają na dalszej pracy i niecierpliwemu oczekiwaniu na nowy wpis naszej "ukochanej" blogerki – nazwijmy ją O., która dostarcza nam nielada rozrywki swoją głupotą, a przy nienagannym odczycie tekstu przez naszą Krystynę Czubównę blogosfery staje się to jeszcze bardziej zabawne. Niestety ostatnio jakoś przestała publikować takie teksty:( O. wróć, prosimy! Bez Ciebie nasz dzień w pracy traci sens! ;)
Przychodzi pora na kolejny rzut oka na zegarek z nadzieją na godzinę 14 – bo wtedy jeszcze tylko dwie godziny, a tu psikus i dopiero południe na horyzoncie... i przychodzi pora na zdecydowanie mój ulubiony tekst :"O nieee! Przecież 12 trwa już czwartą godzinę!" - tak tak, w TUZie zaginamy czas :)

Kiedy już tak poprzekładam tony papierzysk (a moje dłonie zaczynają wyglądać jak one), a kolejny pierdylion skseruje, powpinam, pospinam, powysyłam, złoże łabędzia, i jeszcze nie wiadomo co, nagle nadchodzi ubłagana 14! Co gorsza ostatnie dwie godziny trwają przynajmniej pięć godzin, ale czemu tu się dziwić w końcu jest magiczny wtorek!
Z dość nietęgą miną siedzę przed monitorem stukając w klawiaturę i obok mnie pada pytanie:" Co Ci?", a odpowiedź jest prosta :"Jest mi wtorek" – i wszystko staje się jasne!

W celu poruszenia czasu, który się zatrzymał lubimy robić sobie nawzajem takie niespodzianki :)

Ostatnie pół godziny zaczynam udawać, że pracuję, powoli zmierzając do kuchni żeby umyć naczynia, potem przed wyjściem wypadało by zaliczyć toaletę i tak pozostaje jakieś 15 minut i żeby je zagospodarować ruchami leniwca zaczynam się pakować i zbierać swoje manatki na krzesło i tak zwykły dzień w pracy, który powinien trwać 8h, a trwa jakiś pierdylion się kończy.

Najdziwniejszą jednak kwestią jest, fakt że niekończący wtorek tyczy się tylko i wyłącznie czasu spędzonego w pracy! Kiedy po 16 docieram do domu, zjem obiad i chwilę odpocznę nagle robi się 20 ?! Nadal nie mogę zrozumieć jak to się dzieje?!;)

Czy ktoś z Was doświadczył jakiś dziwnych zakrzywień czasu siedząc w pracy ?:)

J.

5 komentarzy:

  1. Ktoś, chyba K., przedrzeźniając nas któregoś dnia podsumował to idealnie - "boże, jestem tu już pięć godzin a jest dopiero dziewiąta!". Ja mam wrażenie, że wtorek ciągnie się nawet mojemu telefonowi, bo o 16 mam mniej baterii niż zwykle...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. BTW, na moim biurku nie ma polis - chyba miałam wolne, kiedy robiłaś to zdjęcie. :D

      Usuń
    2. Być może tak:) Nie pamiętam, zdjęcie robiłam już baaardzo dawno :)

      Usuń
  2. Odpowiedzi
    1. Wtorek nigdy nie jest idealny :P Idealny wtorek to taki, którego nie ma:D hehehe

      Usuń